Przejdź do zawartości

Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niekiedy znów, przychodziło nam na myśl, że jednak może to być tylko zręczny kłamca, bo skądżeby, człowiekowi, który tyle miał ongi znaczenia i wpływów, chciało się pędzić nudne, monotonne życie w hrabstwie Berwick?
Kiedyindziej znowu, zaszło coś, co okazało nam dowodnie, że przeszłość jego skrywała tajemnicze i niezrozumiałe czyny.
Pamiętacie zapewne, iż jednym z naszych najbliższych sąsiadów był stary major, wsławiony podczas hiszpańskiej kampanii, ten sam, który na cześć pokoju odprawiał dzikie harce nad ogniem, z siostrą staruszką i dwiema, leciwemi służącemi.
Otóż zaraz w początkach lata wyjechał do Londynu w sprawach żołdu i jakiegoś odszkodowania za otrzymaną dawniej ranę, jednocześnie zaś z nadzieją ponownego dostania się do czynnej służby i bawił długo, prawie do końca jesieni.
Odwiedził nas niezwłocznie po swoim powrocie i oczy jego po raz pierwszy wtedy spoczęły na panu de Lapp’ie.
Nigdy chyba, przedtem, ani potem, nie widziałem twarzy ludzkiej, wyrażającej tak bezdenne osłupienie!
Patrzył i patrzył, i obejmował jego postać przeciągłem spojrzeniem, płynęły minuty, a on jeszcze nie wyrzekł żadnego słowa, któreby nam objaśniło powód owego ździwienia.
Gość nasz również przyglądał się uporczywie panu majorowi, trudno jednak odgadnąć było, czy także go poznaje.