Przejdź do zawartości

Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi się lat dwadzieścia, Jim miał dwadzieścia siedem.
Wię jestem z was najstarszy — zauważył pan de Lapp spokojnie.
Parsknęliśmy głośnym śmiechem, — toż podług naszych obliczeń mógłby być moim ojcem!
— Jednak nie o wiele — ciągnął, marszcząc brwi z lekkiem niezadowoleniem, — skończyłem dwadzieścia dziewięć w grudniu.
Oświadczenie owo, więcej może, niż najbarwniejsze, dotychczasowe jego opowieści, przyczyniło się do zrozumienia, jak niezwykłem i pełnem przygód musiało być to dziwne życie.
Dostrzegł nasze zdumienie i uśmiechnął się z kolei — pobłażliwie.
— Używałem ja życia — szepnął ciszej. — nie marnowałem dni i wypełniałem noce, — miałem zaledwie lat czternaście, kiedym sam jeden dowodził kompanią w bitwie, w której przyjmowało udział pięć narodów. W dwudziestym roku pewnemu królowi mówiłem do ucha rzeczy, które mu wysysały wszystką krew z policzków. Przyczyniłem się do odbudowania jednego królestwa i byłem z tych, co zmienili innego króla na potężnym tronie, w roku, w którym doszedłem do pełnoletności... Pędziłem pracowicie życie.
I oto wszystko, cośmy się mogli dowiedzieć z bogatej przeszłości tego tajemniczego człowieka.
Bo skoro dopraszaliśmy się obszerniejszych, więcej ciekawych szczegółów — trząsł tylko w milczeniu głową, albo uśmiechał się dziwnie.