nesa i jego kamratów, z całym spokojem złamał drewno gołemi rękami i rzucił ułomki w dwie strony.
— Wspaniale! — zawołał dziadek. — Jakież słowa potrafią opisać choćby ten jeden czyn? Zaczynam się przekonywać, że Corlaer ma wyraźną skłonność do dramatu. Mniemam, że już przyszedłeś do siebie po chorobie morskiej, przyjacielu Piotrze?
— Już mi lepiej, ja, — odpowiedział Piotr.
— Może więc zejdziesz na dół i zjesz ze mną śniadanie?
Piotr miał minę nieszczęśliwą — biedak lubił sobie dobrze podjeść.
— Neen — rzekł prostodusznie. — Jeszeli będę jadł, to zachoruje.
— Współczuję ci, — odpowiedział mój dziadek z nieodstępną uprzejmością. — Zalecam ci małą djetę przez parę dni i od czasu do czasu odrobinę trunku, aby rozgrzać żołądek, a wróżę ci, że staniesz się takim żeglarzem, jak każdy z nas. Ty zaś, Robercie, widzę żeś się już w domu zaprawiał do tego złowrogiego żywiołu. Wyśmienicie. Powinieneś tylko nabrać do mnie zaufania. Czy pod wrażeniem nowych swych przygód nie nabrałeś ochoty, by przekąsić coś na drugie śniadanie?
— Właśnie słyszałem, co stało się z prawowitą załogą tego okrętu — odpowiedziałem; — to zaś odebrało im ochotę do jadła.
— Szkoda — odparł smutno dziadek. — Zycie jest pełne uciążliwości, Robercie, jak będziesz miał sposobność jeszcze się przekonać. Litość jest często mylnym sędzią, a przestępstwo niekiedy bywa cnotą. Silverze, czy czatownik widział jaki statek?
— Nie widział ani żagla, odkąd mieliśmy Piaskową Mierzeję, łaskawy panie — odparł skwapliwie kulawiec.
— Doskonale. Trzymajcie się tego kierunku i przywołajcie mnie natychmiast, skoro pojawi się jaki żagiel.
To rzekłszy, z właściwą sobie wytwornością zszedł do kajuty, gdzie go czekało śniadanie.