Darbym, by tenże postarał się o spory dzban gliniany do przechowywania wody gotowanej, który umieściliśmy w alkowie Moiry. Bones, Silver, Pew i ci z załogi, którzy uniknęli zarazy, zawdzięczali to jedynie swej tężyźnie fizycznej, a może byli tak przyzwyczajeni do życia w niechlujstwie, że nie szkodziły im opłakane warunki bytowania na pokładzie Konia morskiego.
W tydzień od czasu, jakeśmy zwrócili ster ku zachodowi obaczyliśmy ujście szerokiej rzeki; doczekawszy przypływu, przejechaliśmy przez mierzeję i powlekliśmy się w górę rzeki pośród niskich, piaszczystych brzegów, porosłych gajami sosnowemi. Później wieczorem okrążyliśmy cypel lądu i zapuściliśmy kotwicę naprzeciwko mieściny, pobudowanej z drzewa i przylegającej do piaskowego wiszaru.
Z gromadki statków kupieckich spoglądano podejrzliwie na poobijane boki i zwarte strzelnice Konia morskiego, a większość jęła podnosić kotwicę i ustępować nam z drogi. Na brzegu ludzie zaczęli biegać w tę i ową stronę; na tarasie fortecy pojawiło się parę armatek tudzież wywieszono chorągiew angielską.
Piotr i ja skorzystaliśmy z półmroku, by wyprowadzić Moirę ku poręczy burtowej i przyjrzeć się nowej okolicy; właśnie przyglądaliśmy się z chciwością tej daleko wysuniętej placówce cywilizacji, gdy w tem — puku! puku! — pac! pac! pac! — na pokładzie zadudniło szczudło Siivera.
— Państwo może sobie myślą, iż oni udali się na ląd dla jakowych skarbów, znajdujących się w Savannah — ozwał się kuternoga; — ale, dalibóg, nie opłaciłoby się brać tego miasta: więcejby nas kosztował proch armatni zużyty na zwalenie fortecy.
Przyznałem mu rację. Z nocnej pomroki dobiegł nas przytłumiony głos Flinta:
— Piętnastu ludzi na murzyka skrzyni —
Hej-hej-ho! i...
— Hej, Darby! Darby Mc Graw! Przynieś rumu, Darby Mc Graw!
— Oj, krucho z Flintem, krucho! — rzekł Flint, wskazując wielkim palcem poza siebie. — Bill powiada, że nasz kapitan ledwie dożyje poranka.