Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Na sztymbork, panie Marcinie! — zawołał dziadek, przyłączywszy się do mnie i do Piotra. — Steruj na prawo, uprzejmie proszę. Tak, na tę rewę. Zatrzymamy się na głębokości poniżej trzech sążni. Przykaż, by spuszczali kotwicę.
Marcin rzucił rozkaz. Rozległ się gwizd; następnie doszedł nas szczęk i zgrzyt opadającej liny, a wreszcie donośny plusk, który spłoszył ptactwo, iż z wrzawą wzbiły się w powietrze, — i Król Jakób zabujał się na kotwicy tuż pod samym spychem mniejszej wyspy. Dziadek wyciągnął rękę nad balaski.
— Tę wyspę, Robercie, nazywają Wyspą Szkieletów — ozwał się. — Mówię ci to, ponieważ taką zgrozą i ciekawością przejmują cię najokropniejsze szczegóły z naszej przeszłości. Niestety muszę otwarcie powiedzieć, że nie znam wiarygodnych podań objaśniających tę nazwę. Piraci mają zwyczaj nazywać miejscowości, jak im się podoba, ni przypiął ni przyłatał, skoro im tylko przyjdzie fantazja.
— Czy możemy wyjść na ląd? — zagadnąłem, nie bacząc na jego szyderstwa.
— Róbcie co chcecie — odrzekł, wzruszając ramionami. — W każdym razie muszę wszystkich swoich ludzi zaprząc do roboty na pokładzie i nie mogę żadnego uwalniać po to, by miał was pilnować.
Ja, ja — nalegał Piotr. — Zapolujemy sobie na kozły, hę?
— I owszem, jeśli macie ochotę — zgodził się Muray. — Ben Gunn wynajdzie wam parę lekkich muszkietów lepszych niż nasze krucice. Każę spuścić łódkę i będziecie mogli sobie w niej płynąć.
— A nie boisz się waszmość, że uciekniemy? — zapytałem z ciekawości.
— Jakimże sposobem? — żachnął się ów. — Rozejrzyjcie się dokoła.
— Możemy zbudować statek — oświadczyłem, — a conajmniej tratwę.
— A dokądże to pojedziecie? — przyparł mie dziadek do muru. — Morza tutejsze są burzliwe i rzadko odwiedzane przez żeglarzy. Zresztą sądzę, że nie potrafisz zbu-

139