Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

moją własnością, a skoro mi się z rąk wymykał, nie chciałem, aby ktokolwiek z niego korzystał. Na całym świecie nikt już nie ma prawa do niego, oprócz mnie i trzech nieszczęśników, którzy odbywają ciężkie roboty na wyspach Audamańskich. A ponieważ wiem, że i oni nie mogliby go używać, więc go zatopiłem nietylko w swojem, ale i w ich imieniu, dowiedzcie się bowiem, że jesteśmy zjednoczeni pod Znamieniem Czterech. Potrafimy dochować przysięgi; pewien jestem, że i oni zrobiliby dla mnie to, co ja dla nich uczyniłem, to jest woleliby raczej wrzucić skarb do Tamizy, aniżeli go oddać rodzinie i przyjaciołom Sholta i Morstona. Czyż myślicie, że dokonaliśmy tego trudnego dzieła dla wzbogacenia tych nędzników? O nie... Skarb jest tam, gdzie leży kluczyk od szkatułki, gdzie spoczywają zwłoki Tonga...
Więzień zrzucił z siebie maskę obojętności: słowa wypływały z jego ust wartkim potokiem, oczy ciskały gromy. Zgrzytał kajdanami ze wściekłością. Był straszny. Patrząc na niego, nie dziwiłem się już, że major Sholto tak się zląkł na wieść, że zbiegły galernik poprzysiągł mu zemstę.
— Zapominasz, że nie znamy powodu waszej nienawiści dla Morstona i Sholta — rzekł Holmes głosem spokojnym — Zechciej ją nam opowiedzieć, a może i ty na tem zyskasz. Mów tylko prawdę.
Więzień uspokoił się odrazu.
— Chętnie opowiem te niezwykłe dzieje — rzekł — Choć wiem, że panu zawdzięczam te oto bransoletki, ale żalu do pana nie mam. Grałeś w karty otwarte. Szczęście ci posłużyło, mnie zawiodło. Ot, i kwita. Więc skoro pan chcesz dowiedzieć się, jak było, powiem wszystko, a na Boga przysięgam, że jedno słowo kłamstwa z ust moich nie wyjdzie. Ale postaw mi pan pod rękę szklankę z ginem, bo mi w gardle zasycha... Ot, tak, dziękuję.

Urodziłem się w hrabstwie Worcester, w pobliżu Pershore. Znalazłbyś pan i dziś dużo Smallów w tamtych stro-