Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawołała z płaczem. — Te pogodne oczy dodają mi otuchy. Miałam dzisiaj dzień straszny!
Miss Morston zbliżyła się do klucznicy, ujęła jej spracowaną rękę w swe dłonie i pocieszała ją słodko.
— Nasz pan zamknął się na klucz i nie chce mi odpowiadać — mówiła mrs. Bernstone. — Czekałam przez cały dzień na jego wezwanie, gdyż nie lubi, żeby mu przeszkadzać. Dopiero przed godziną, w obawie, czy mu się co złego nie stało, zajrzałam do pokoju przez dziurkę od klucza. Pójdźcie tam, panowie, i zobaczcie sami... Już dziesięć lat jestem tutaj. Widziałam pana Bartłomieja szczęśliwym i stroskanym, ale nigdy nie widziałam na jego twarzy takiego wyrazu.
Rozpłakała się znowu.
Sherlock Holmes chwycił lampę i wbiegł na schody, za nim szedł Tadeusz Sholto, cały drżący; musiałem mu podać ramię, bo się chwiał na nogach. Idąc po schodach, Sherlock nachylał się dwukrotnie i przyglądał się chodnikowi, ja nie dostrzegałem na nim żadnych innych śladów, oprócz kurzu. Szedł bardzo powoli, trzymając lampę przy ziemi i wodząc dokoła wzrokiem przenikliwym.
Miss Morston pozostała na dole z panią Bernstone. Na trzeciem piętrze schody kończyły się długim korytarzem, na jego prawej ścianie zawieszony był dywan indyjski, w lewej było troje drzwi.
Holmes szedł powoli, systematycznie, my za nim, nasze cienie słały się po korytarzu tworząc figury fantastyczne. Przy trzecich drzwiach stanęliśmy. Holmes zapukał raz i drugi. Nie było odpowiedzi. Poruszył klamką, ale drzwi były zamknięte z wewnątrz i silnie zaryglowane, jakeśmy się przekonali o tem, podnosząc lampę.
Nie pozostawało nic innego, jak zajrzeć przez dziurkę od klucza, tak jak to uczyniła pani Berstone. Sherlock nachylił się, ale w tejże chwili odskoczył z tłumionym okrzykiem.
— Jest w tem coś dyabelskiego, Watsonie! — zawołał z niebywałem u niego wzruszeniem. — Spojrzyj-no.