Strona:Antychryst.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a gdy mu jej zbraknie, to i chleb mu nie do smaku.
— Bodaj go ziemia pochłonęła.
— Durnie wy wszyscy, psie syny! — krzyknął nagle ze wściekłością artylerzysta Aleksy, zwany Siedmiosążniowym, ogromny chłop, rudy, z twarzą na pół zwierzęcą, na pół dziecinną. — Durnie wy, że za siebie ująć się nie umiecie. Toż zagubiliście ciała i dusze. Na kapustę was posiekają. Ot jegoby wziąć, a na kawałki posiekać, na sztuki rozedrzeć.
Alena Afimowna tylko westchnęła cicho i przeżegnała się. Słowa te, jak mówiła później, jak ogniem ją sparzyły. Inni obejrzeli się ze strachem na Siedmiosążniowego. A on oczy nabiegłe krwią w jeden punkt utkwił, ścisnął kułaki i dodał zcicha, jakby w zamyśleniu, ale w tej cichości było coś straszniejszego jeszcze, niż wściekłość:
— Dziwno mi, że go dotąd nie sprzątnęli. Jeździ rankami i późno po nocach sam prawie. Możnaby w pięciu jak nic go zarżnąć.
Alena zbladła, chciała coś powiedzieć, ale tylko bezdźwięcznie poruszyła wargami.
— Chcieli cara trzy razy zabić — odezwał się stary Korneli — ale nie zabiją go; dyabły chodzą za nim i strzegą go.
Mały, z chorowitą, wynędzniałą od pijaństwa twarzą żołnierzyk, zbiegły rekrut, Pietko Źizła, jął opowiadać żałosnym głosem, jąkając się, o tem, iż z za morza przywieziono carowi żelaza do pięt-