Strona:Antychryst.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tchnąć nic można. Ot, choćby wziąć naszych żołnierzy: piętnaście lat ze Szwedem wojujem i cóż my sprawili? A krwi swojej nie żałując, mnóstwo tej przelali i spokoju dotąd nie zaznalim; latem i jesienią po morzach żeglujem, a zimujemy na kamieniach; chłodu i głodu niemało zaznamy. Państwo swoje całe spustoszył, że w niektórych miejscach i owcy u chłopa nie znajdziesz. Mówią: mądra głowa, mądra głowa. Gdyby głowa mądra była, toćby biedę ludzką poznał. Gdzież to mądrość jego widzim? Prawa różne ogłosił, senat ustanowił i cóż stąd za korzyść? Tylko pieniędzy biorą dużo, a czyż tym, co się skarżą, od tego lepiej? Czy choć jednemu prędzej sprawiedliwość wymierzyli? Ot, co tu gadać!... Całemu narodowi bieda. Dusze chrześciańskie z nas wyciska, ostatnie życie w nas zabija. Jak to Bóg cierpi takie niemiłosierdzie. Ale nie może się tak skończyć. Krew nasza na głowy ich spadnie.
Nagle jedna ze słuchających kobiet, dotąd milcząca Alena Efimowa, z pełną dobroci twarzą, ujęła się za carem.
— Co my o tem powiedzieć możemy — cicho odezwała się, jakby do siebie samej — tylko modlić się nam: nawróć Panie cara na naszą wiarę chrześciańską.
Odezwały się głosy protestujące.
— Co on za car? Carzątko bezrozumne.
— Zżydział całkiem. Żyć nie może, jeśli krwi nie pije. Którego dnia jej zakosztuje, tego wesół,