Strona:Antychryst.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kręciło zapewne od nadmiaru wina, od gorąca i od całej tej osobliwej uroczystości, przypominającej gorączkową halucynacyę. Raz jeszcze spojrzał na posąg i białe, nagie ciało bogini w podwójnem oświetleniu — czerwonawych dymiących latarek illuminacyi i niebieskiego płomyka trójnoga — wydało mu się tak żywem, strasznem, kuszącem, iż mimowoli oczy spuścił.
Czyż i jemu, jak Awramowi, zjawi się kiedy bogini Wenus jako czarownica dziewka Afroska? I przeżegnał się w myśli.
— Nie dziw, że Grecy nieświadomi praw chrześciańskich kłaniali się martwym bałwanom — ciągnął dalej Fedoska rozmowę przerwaną czytaniem — ale to dziwno, że my chrześcianie, nie pojmując czci obrazów, kłaniamy im się jak bałwanom.
Zaczęła się jedna z tych rozmów, które Piotr szczególnie lubił — o różnych cudach i znakach fałszywych, o chytrości mnichów, o czarach, czarownicach, o dyabelskich opętaniach, o »baśniach babskich i chłopskich zabobonach długich bród«, t. j. o zabobonach popów rosyjskich. Raz jeszcze Aleksy musiał wysłuchać znanych mu już dobrze opowieści o przywiezionej przez mnichów z Jerozolimy dla Katarzyny Aleksiejewny cudownej, niepłonącej nigdy w ogniu koszuli Bogarodzicy, która przy bliższem zbadaniu okazała się utkaną z osobliwej ogniotrwałej tkaniny — amiantu; albo też o świętych niby zwłokach zmarłej w In-