Strona:Antychryst.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

archimandryta Teodozy Janowski z uroczystą miną i puharem w ręku.
Pomimo przebijającego w jego twarzy wyrazu »honoru polskiego« — pochodził z drobnej szlachty polskiej — pomimo niebieskiej wstęgi orderowej, osypanego dyamentami krzyża z portretem carskim na jednej stronie, a męką pańską na drugiej (na portrecie cara dyamenty były liczniejsze i większe) — pomimo tego wszystkiego Teodozy, jak mówił o nim Awramow, miał »wygląd istnego wyrodka«: mały, chuderlawy, kościsty, w wysokim, pokrytym zasłoną krepową kołpaku mniszym, w obszernej fałdzistej sutannie, podobny był zupełnie do olbrzymiego nietoperza. Skoro wszakże stroił żarty, a szczególniej żarty świętokradzkie, które zwykł prawić po pijanemu, chytre jego oczki iskrzyły się takim jadowitym dowcipem, taką zuchwałą wesołością, iż owa żałosna mordka nietoperza albo wyrodka, stawała się prawie pociągającą.
— Nie są to słowa pochlebcy — rzekł Teodozy zwrócony do cara — lecz z głębi serca płynące. Za sprawą Waszej Wysokości z mroku nieuctwa wywiedzeni jesteśmy na teatrum chwały, z niebytu do bytu powołani i w towarzystwo narodów politycznych wprowadzeni. We wszem odnowiłeś miłościwy Panie, albo li raczej zrodziłeś na nowo swych poddanych. Czemże była Rosya ongi i czem jest dzisiaj? Spojrzymy-li na budowle: na miejsce chat nędznych, świetne sta-