Strona:Antychryst.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Posłuchajno, Aleksandrze Iwanowiczu — ciągnął dalej już bez żartu — zamiast tego, by na próżno i na darmo z Kamilką się lampartować, lepiejby było dla ciebie, byś z tą wspaniałą osobą amory rozpoczął. Z tego zaś wielkaby mogła być korzyść dla naszej sprawy. Dzieciaka naszego tak byśmy zazdrością opętali, żeby się sam w ręce nam wydał. Wiadomo, że niema lepszego sposobu w każdej sprawie, jak niewiasta!
— Co ty mówisz, Piotrze Andrejewiczu? Zmiłuj się! Myślałem, że żartujesz, a widzę, teraz myślisz na seryo. To sprawa niebezpieczna. A jak on carem zostanie i o tym amorze się dowie — dawaj szyję pod topór i rzecz skończona...
— Głupstwo! Czy Aleksy Piotrowicz będzie carem, to jeszcze dziś jakby na wodzie pisane; to że Piotr Aleksiejewicz ciebie hojną nagrodą obdarzy, to rzecz pewna! I jak obdarzy! Aleksandrze Iwanowiczu, najdroższy, zgódź się — przysługę wyświadcz — do śmierci wdzięcznym będę!
— Prawdę mówiąc, nie bardzo wiem nawet, jakby się wziąć do takiej rzeczy?
— Weźmiemy się razem! Wielka historya! Damy sobie rady. Ja cię nauczę — ty tylko słuchaj.
Rumiancew długo jeszcze się wzbraniał, nakoniec jednak zgodził się i Tołstoj zaraz podał mu plan działania.
Kiedy wreszcie Rumiancew wyszedł, Piotr Andrejewicz popadł w zadumę, godną Machiavella rosyjskiego.