Strona:Antychryst.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko maleńkiego chłopca, zabawiającego się puszczaniem baniek mydlanych. Gdzież mu się mierzyć z ojcem?
Ale wraz odpędził od siebie tę myśl, jako złą, natrętną muchę: niech wola Pańska we wszystkiem się stanie; niechaj ojciec kuje żelazo na zdrowie; czyni on swoje, a Bóg swoje; jeśli Bóg zechce — pęknie żelazo, jak bańka z mydła.
I pogrążył się w słodsze jeszcze marzenia. Czując się już nie silnym, lecz słabym — ale przyjemną mu była ta słabość — z uśmiechem coraz pokorniejszym i coraz bardziej pijackim słuchał, jak morze szumi i w tym szumie rozpoznawał jakieś dawne, znane dawno, dawno głosy — czy to babka bajki prawi, czy ptak rajski Sireń śpiewa pieśni królewskie.
— Potem, gdy kraj urządzę, narodowi ulżę ciężarom — z wielkiem wojskiem i flotą na Carogród się wyprawię, Turków precz przepędzę, słowiańskie ludy z jarzma wyzwolę, na świętej Zofii krzyż zatknę. I zwołam wtedy Sobór powszechny, aby kościoły chrześciańskie połączyć. I pokój światu całemu dam, a ludy ze wszystkich krańców ziemi napłyną pod opieką Zofii świętej, mądrości Bożej i zjednoczą się w Królestwo święte, wieczne na cześć i chwałę Chrystusowi!...
Eufrozyną dawno już nie słuchała — przez cały czas poziewała, przysłaniając usta, na koniec wstała, wyciągnęła się i podrapała w głowę.