Strona:Antychryst.djvu/412

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do nich... Ale po co naprzód mówić. Niech będzie wola Pańska — dodał, jakgdyby żałując tego, co powiedział. — A tylko ot co powiem ci Afrośka. Bóg wie co robi: ojciec swoje, a Bóg swoje.
I jakby zmęczony uciechą, padł na stołek i znów począł mówić, nie patrząc na Eufrozynę, niby sam do siebie.
— Jest wiadomość w druku, że flota szwedzka popłynęła ku wybrzeżom inflanckim, aby tam wysadzić wojsko. Będzie wielka bieda w Petersburgu, jeżeli to prawda. Menszykow kłóci się tam z senatorami. A główna nasza armia daleko. Ci będą sobie robić na przekór, a tymczasem Szwedzi nie mało mogą szkody poczynić. Petersburg pod bokiem. Nasi zapędzili się aż do Kopenhagi; żeby nie stracili Petersburga, jak ongi Azowa. Nie będzie on długo nasz: albo Szwedy go wezmą, albo wody zniszczą. Oby stał się pustką, pustką! — powtarzał zaklęcie prorocze ciotki, carewny Marty.
— A że teraz tam spokój i to nie bez kozery. Oto wuj Abraham Łopuchin pisze, że ludzie wszelkiego stanu o mnie mówią i dopytują i żałują mnie i gotowi się za mną ująć. A dokoła Moskwy wszędzie powstania. I nad Wołgą nie obejdzie się bez zamętu. I nie dziwota. Dziwno, że dotąd cierpieli. Ale wreszcie stracili cierpliwość i coś przecie uczynią. A tu i w Meklemburgii powstanie i Szwedy i cesarz i ja. Ze wszystkich