Strona:Antychryst.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powiedzieć ubocznie, aby do ojca nie jeździł, bo »nic dobrego go tam nie czeka«.
Następnego rana 26 września 1716 roku, wyjechał carewicz z Petersburga w karecie pocztowej z Afrosinią i bratem jej Iwanem Fedorowem, byłym poddanym.
Nie wiedział jeszcze, dokąd pojedzie. Z Rygi wszakże wziął z sobą Afroainię dalej, mówiąc, że polecono mu udać się sekretnie do Wiednia dla zawarcia przymierza przeciwko Turkom i że ma tam żyć w ukryciu, aby się Turek nie dowiedział.
W Libawie spotkał się z Kikinem, powracającym z Wiednia.
— Czy znalazłeś dla mnie jakie schronienie? — zapytał go carewicz.
— Znalazłem; jedź do cesarza, tam cię nie wydadzą. Sam cesarz mówił do kanclerza Schönborna, że przyjmie cię jak syna.
Carewicz spytał:
— A skoro spotkam wysłańców ojcowskich w Gdańsku, co czynić?
— Wyjedź nocą — odpowiedział Kikin — albo weź ze sobą jednego, dzielnego człeka, a rzeczy i ludzi zostaw. A jeźli będzie dwóch ludzi, udaj, żeś chory; jednego wyszlij naprzód a przed drugim uchodź co prędzej.
Zauważywszy, że carewicz wahał się, Kikin dodał.
— Pomnij carewicz; ojciec nie pozwoli ci teraz zostać mnichem, choćbyś i chciał. Przyjaciele