Strona:Antychryst.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ne za czasów cara Aleksego Michajłowicza w pałacu Kołomieńskim, około tronu carskiego, jak żywe ryczały, poruszały oczami i otwierały paszczęki. Wielkie ich tułowy ulane z miedzi, pokryte były skórą baranią, naśladującą skórę lwią. Mechanizm, który wywoływał ryk lwi i poruszał szczęki i oczy, leżał teraz obok w oddzielnej skrzyni. Widocznie przywieziono tu owe lwy dla naprawy i zapomniano o nich w pośród innych gratów. Sprężyny zepsuły się, skóra wisiała w łachmanach, zgniła słoma zwieszała się z kadłubów; nędznie wyglądały teraz lwy samowładców rosyjskich. Paszcze ich, bez wyrazu, przywodziły na pamięć łagodność owiec.
W opustoszałych, lecz zachowanych w całości budowlach mieściły się nowe kolegia: departamenty senatu, kantor składów solnych, kancelarye wojenne, składy sukien i amunicyi. Wszystkie te kolegia przeniesione tu zostały nietylko z ich archiwami, urzędnikami, służbą, ale nawet z więźniami, którzy mieścili się przez lata całe w piwnicach pałacowych. Ci ludzie nowi uwijali się w starym dworcu, jak robaki w trupie, zanieczyszczając wszystkie kąty.
— Wszelakie nieczystości pochodzące od ludzi i koni — mówił O. Iwan — przynoszą nie mało szkody drogocennym sprzętom z dawnych lat i skarb carski o stratę przyprawiają. Zanieczyszczone powietrze brudzi naczynia srebrne i złote. Trzebaby w tem wszystkiem porządek zro-