Strona:Antychryst.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dnia 10 września, w wigilię wyjazdu z Moskwy, odwiedził swego druha starego, męża swej mamki, klucznika Iwana, i razem z nim poszedł obejrzyć opustoszony przez pożar stary dworzec Kremliński.
Długo chodzili po różnych pałatach i teremach, po niezliczonych ruinach. Co płomień oszczędził, to czas burzył. Liczne komnaty pozostawały bez drzwi, bez okien, bez podłóg, tak, że i wejść do nich było niepodobna. Szczeliny widniały w popękanych murach. Waliły się sklepienia i dachy. — Aleksy nie mógł odnaleźć ani poznać miejsc, w których dzieciństwo spędził.
Odgadywał on niewyrażoną w słowach myśl O. Iwana, że pożar, który się zdarzył tego samego roku, gdy car począł burzyć stary obyczaj moskiewski, był znakiem gniewu Bożego.
Weszli do małej starej cerkiewki domowej, gdzie jeszcze car Iwan Groźny modlił się o syna, którego zabił później.
Po przez szczelinę w sklepieniu widać było niebo, takie niebieskie, błękitne, jakiem się wydaje tylko w ruinach. Pajęczyna, zasnuwająca otwór w szczelinie, błyszczała barwami tęczy; krzyż, złamany przez burzę, ledwie trzymał się w górze na porwanych łańcuchach. Szyby z miki zbite przez wiatr. Wrony wlatywały przez otwory w dachu, robiły sobie gniazda pod arkadami i zanieczyszczały ikonostaz. Białawe ich ślady plamiły ciemne figury świętych. Jedna połowa wrót