Strona:Antychryst.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na ojca wedle ducha, nie wspomnisz nawet? A przecieź jak duch jest wyżej ciała, tak ojciec duchowny wyżej jest od cielesnego.
I znów począł się rozwodzić szeroko książkowym stylem, wielomównie, a pusto, na temat: »czcijcie duchowieństwo więcej głowy swojej«.
— Ty zasię synu powstałeś na mnie, jako człowiek w szaleństwie, jako kozioł rozhukany. Oby Pan ci za grzech tego nie policzył, jako to nie ty, a dyabeł użył cię za narzędzie przeciwko mnie. Osiodłał cię jako szkapę chudą i jeździ na tobie nadęty jako świnia, jak mówią ojcowie święci, jeździ kędy chce, póki nie przywiedzie cię do zguby... I słowo od słowa zwrócił się do sprawy o chłopach poreckich i swoim zięciu Piotrze Anfimowie.
Coś szarego, sennego, lepkiego, jak pajęczyna spuszczało się przed oczy carewicza; — rozpływało się i dwoiło, jak we mgle, oblicze stojącego przed nim człowieka, jak gdyby z po za niego występowało inne, również znajome oblicze z czerwonym ostrym nosem, wąchającym zawsze powietrze, z załzawionemi, chytremi, pożądliwemi oczkami, oblicze Pietka-poddyaka; — jakby z twarzą wielebnego O. Jakóba, przypominającą twarz Chrystusową na staroświeckich ikonach, mięszała się w straszliwem, bluźnierczem połączeniu z obliczem Pańskiem, ohydna twarz Pietki-złodzieja, Pietki chama.
— Pan a Bóg nasz Jezus Chrystus w łaskawości i szczodrości swego zmiłowania niechaj prze-