Strona:Antychryst.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
III.

— Pomnisz hosudar, jak w siole Preobrażeńskiem, w sypialni twojej przed Ewangelią świętą pytałem cię: uznasz li mnie ojca twego duchownego za bożego anioła i za apostoła, za sędzię spraw twoich, i wierzysz-li, że ja grzesznik, takąż mam władzę kapłańską, przez którą mogę wiązać i rozwiązywać, jaką Chrystus dał apostołom? A tyś odpowiedział: wierzę.
Mówił tak do carewicza spowiednik jego, ojciec Jakób Ignatiew, który przyjechał do Petersburga z Moskwy, w trzy tygodnie po widzeniu się Aleksego z Teodozym.
Przed laty dziesięciu ojciec Jakób tem był dla carewicza, czem dla dziada jego, najcichszego cara Aleksego Michajłowicza, patryarcha Nikon. Wnuk wypełniał polecenia dziada: »Duchowieństwo czcijcie w pokorze, więcej głowy swojej szanujcie bez szemrania żadnego; duchowieństwo stoi ponad kłamstwem«. Wśród powszechnego poniżenia i ujarzmienia Cerkwi, miło było carewiczowi schylać głowę przed pokornym popem Jakóbem. W osobie pasterza widział on oblicze samego Pana i wierzył, że Pan władca nad władcami, Król nad królami. Im bardziej samowładnym okazywał się ojciec Jakób, tem pokorniejszym stawał się carewicz i tem milszą mu była jego pokora.