Strona:Antychryst.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oddawał ojcu duchownemu całą tę miłość, której nie mógł oddać ojcu cielesnemu. Była to miłość serdeczna, namiętna, zazdrosna, jakby zakochana. »Bogiem się świadczę, nie mam w całem państwie rosyjskiem takiego druha, jak Wasza wielebność — pisał do ojca Jakóba z obcych krajów. Nie chciałbym wam tego mówić, a jednak muszę powiedzieć: daj Boże wam jak najdłuższe życie; ale gdybyście z tego świata odeszli, to już nie byłoby mi po co wracać do państwa rosyjskiego«.
Nagle wszystko się zmieniło.
Ojciec Jakób miał zięcia, poddyaka Piotra Anfinowa. Na prośbę spowiednika carewicz poruczył jego zięciowi zarząd majątku swego poreckiego w kraju Niżagorodzkim. Poddyak gnębił włościan i omal ich nie doprowadził do buntu. Wiele razy skarżyli się carewiczowi na »złodzieja Piętkę«. Ale ten zawsze wychodził na sucho z wody, gdyż O. Jakób usprawiedliwiał go wciąż i protegował. Nareszcie chłopi wpadli na pomysł, aby się udać pod protekcyę swego starego przyjaciela i współpowietnika, kamerdynera cesarzewicza, Iwana Afanasiewicza... Iwan sam jeździł do majątku poreckiego, sprawę zbadał i powróciwszy tak ją panu przedstawił, że sprawy Pietki, jego nadużycia i łotrostwa nie mogły ulegać wątpliwości, a najważniejsza to, że O. Jakób wiedział o nich dobrze. Był to okrutny cios dla Aleksego. Nie o siebie i nie o włościan chodziło głównie, lecz o