Strona:Antychryst.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lowanie, koronę Konstantyna, hełm biały z koroną Monomacha! Największym będziesz ze wszystkich królów ziemi, ty najpierwszy, ty jedyny! ty i Bóg!.. A ja — sługa, niewolnik twój, pies twój, robak u nóg twoich, Fedoska nędzny! Najjaśniejszy Panie, jako Chrystusa samego nogi twe ściskam, pokłon ci składam!
Pokłonił mu się do ziemi samej i czarne skrzydła sutanny rozpostarły się jak olbrzymie skrzydła nietoperza, i krzyż dyamentowy z portretem cara i męką Pańską, uderzywszy o ziemię, zadźwięczał.
Wstręt napełnił duszę carewicza; zimno przebiegło mu po ciele, jak od dotknięcia gadziny. Chciał go odtrącić, uderzyć, w twarz mu plunąć, ale poruszyć się nie mógł, jakby w odrętwieniu snu strasznego. I wydało mu się, że to nie filut »Fedoska nędzny«, a ktoś silny, groźny, królewski u nóg jego leży — ten, kto był orłem, a stał się nietoperzem nocnym — nie sam li Kościół boży, carstwu oddany, zbezczeszczony? I po przez wstręt, po przez trwogę, zachwyt szalony, upojenie władzą, w głowie mu zamajaczyło. Jakby ktoś podnosił go w górę na olbrzymich czarnych skrzydłach, ukazywał wszystkie królestwa świata i wszystką ich chwałę i mówił: »Wszystko to dam tobie, jeśli padłszy na twarz, pokłonisz mi się«.
Węgle w kominie ledwie tlały pod popiołem. Niebieskawe serce płomienia spirytusowego zale-