Strona:Antychryst.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niegdyś na jakiejś uczcie od swego nauczyciela Wiazemskiego:
— Teodozy, bywało, śpiewał wraz z chórem w obecności ojca twego: Gdzie Bóg chce, tam przezwyciężony jest porządek przyrody — i tym podobne wiersze. A to śpiewają, aby pochlebić twojemu ojcu, lubi on bowiem, gdy go równają z Bogiem: a na to nie pomni, że nietylko Bóg, ale i bies zwycięża stworzenia; bywają i dyabelskie cuda.
W prostej kurtce marynarza, w wysokich butach z rozwianemi włosami — kapelusz wiatr mu co tylko zerwał — olbrzymi sternik patrzał na zatopione miasto, i ani zmięszania, ani strachu, ani żalu nie widać było na jego twarzy, spokojnej, twardej, jak z kamienia wykutej — jakby w istocie w człowieku tym było coś nieludzkiego, władnącego ludźmi i żywiołami, potężnego, jak przeznaczenie. Ludzie upokorzą się, wiatry ucichną, fale opadną — i miasto będzie tam, gdzie on kazał być miastu, albowiem »porządek stworzenia zwycięża gdzie chce...«
»Kto chce?« — nie śmiejąc kończyć, zadał sobie pytanie carewicz:
— Bóg czy bies?


∗             ∗

Kilka dni potem, kiedy Petersburg wrócił do swego zwykłego wyglądu i znikły prawie zupeł-