Strona:Antychryst.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wonomordy z brzuchem jak beczka piwa. Wenus zrazu kształtem jednej dziewki, z którą w Amsterdamie grzesznie przestawałem, z ciałem gołem, białem jak piana, z ustami czerwonemi i bezwstydnemi oczami. Potem, gdy się zbudziłem w korytarzu łaźni, kędy mi się ta sprośność pokazała, przemieniła się wiedźma chytra w służebną dziewkę ojca protopopa i wymyślać mi poczęła iż przeszkadzam jej parzyć się w łaźni, i mokrym wiennikiem po twarzy mię wysiekła a wyskoczywszy na dwór w zaspę śniegu — zdarzyło się to zimą — przepadła jak śnieg na wietrze.
— A może i dziewka prawdziwa była — zaśmiał się carewicz.
Awramow chciał odpowiedzieć, lecz wnet zamilkł.
Znowu dały się słyszeć głosy, znów w ciemności zaczerwienił się ognisty krwawy punkt. Na wązkiej ścieżce ciemnego labiryntu syn z ojcem powtórnie się spotkali w miejscu zbyt ciasnem, aby się mogli rozminąć. Carewiczowi i teraz jeszcze błysnęła rozpaczliwa myśl: skryć się, prześliznąć się jak zając, w krzaki znów skoczyć. Ale było za późno. Piotr ujrzał go zdala i zawołał:
Zoon!
Po holendersku »zoon« znaczy syn. Tak zwał syna w rzadkich chwilach łaskawości. Carewicz tem bardziej się zadziwił, że ostatniemi czasy oj-