Strona:Antychryst.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rosya — zakończył Pleier — to żelazny kolos na glinianych nogach. Zawali się i rozpadnie i nic po nim nie pozostanie.
Nie bardzo lubię Rosyan; nie przypuszczałem jednak, że moi współrodacy tak ich nienawidzą. Zdaje się czasami, te w tej nienawiści kryje się strach potajemny, jak gdybyśmy my Niemcy przeczuwali, że ktoś kogoś koniecznie zjeść musi, albo my ich, albo oni — nas.

17. Stycznia.

— Jakże? — Myślicie więc Freilein Julianno, że ja taki głupiec i niegodziwiec — zapytał mię carewicz, spotkawszy się zemną dziś rano na schodach.
Nie zrozumiałam zrazu, myślałam, że pijany, i chciałam przejść milcząc. Ale on zagrodził mi drogę i ciągnął dalej, patrząc mi prosto w oczy:
— Ciekawość byłaby wiedzieć, kto kogo zje — my was — albo wy nas?
Domyśliłam się, że czytał mój dziennik. Jej Wysokość wzięła go na krótko do czytania; carewicz, zaszedłszy widać do jej pokoju, w czasie jej nieobecności, zobaczył dziennik i przeczytał.
Zmieszałam się tak, że chciałam zapaść się w ziemię; poczerwieniałam cała; na płacz mi się zbierało, jak schwyconej na gorącym uczynku uczennicy. A on patrzał i milczał, jakby lubował się mojem pomięszaniem. Wreszcie zrobiłam roz-