Strona:Antychryst.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

było, a nam dość, że będziemy mieli sławę początku.
Z upodobaniem patrzałam na cara. Wyglądał wspaniale.
Tymczasem schodzono do kajut. Damy zgromadziły się w oddzielnej sali, do której podczas uczty nikt z mężczyzn, oprócz cara, nie miał prawa wchodzić. W przegródce pomiędzy obu salami, męską i damską, znajdowało się małe, okrągłe okienko, zasłonięte czerwoną firanką. Usiadłam koło tego okienka. Podnosząc zasłonę, mogłam widzieć, a po części słyszeć, to co się działo w sąsiednim oddziale. Niektóre rzeczy zapisałam zaraz w notatniku:
Długie i wąskie stoły, rozmieszczone w formie podkowy, zastawione były zimnemi zakąskami; przeważnie o smaku ostrym i korzennym, wzbudzającym pragnienie. Zakąski były tanie, ale wina bardzo drogie. Na takie uroczystości car wydaje zwykle z własnej kasy tysiąc rubli, co wedle tutejszego kursu pieniędzy bardzo jest wiele.
Przy stołach ucztujący zasiedli jak się zdarzyło, bez względu na urzędy i godności. Na jednym końcu stołu zasiadł błazeński kniaź-arcykapłan, otoczony kapłanami. Uroczyście ogłosił początek uczty temi słowy:
— Pokój i błogosławieństwo całej czcigodnej kompanii w imię Ojca Bachusa i Syna Iwaszki Chmielnickiego i Ducha Winnego komunikujcie! Pijaństwo Bachusowe niechaj będzie z wami.