Strona:Antychryst.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Patrząc w dal, jak gdyby widząc już tę przyszłość, powtarzała: »nie uniknąć mi biedy« — z takim spokojem beznadziejnym, że żadnych słów nie znalazłam, aby ją pocieszyć, tylko milcząc całowałam jej rękę.


∗             ∗

Rozległ się wystrzał armatni i musiałyśmy co prędzej przygotować się do przeiażdżki po Newie, do »wodnych assambli«.
Tak tu ustanowiono, że skoro odezwie się strzał armatni i pokażą się flagi, wywieszone w różnych punktach miasta, wszystkie łodzie, barki, jachty, zbierać się mają koło murów twierdzy. Za niestawienie się sztraf.
Wyruszyłyśmy zaraz na naszej barce i długo pływałyśmy z innemi łódkami po Newie naprzód i nazad, zawsze w ślad za admirałem, nie ważąc się pozostawać w tyle, albo wyprzedzać, a to także pod sztrafami. Tu sztrafy za wszystko.
Grała muzyka: trąby i waltornie. Dźwięki jej powtarzało echo bastyonów fortecznych.
A nam tak było smutno. Zimna, jasno-niebieska rzeka z płaskimi brzegami, jasno-niebieskie jak lód przeźroczyste niebo, błysk złocistej wieżycy na cerkwi Piotra i Pawła, pomalowanej na żółto — wszystko tem większy wzbudzało smętek, jakiego nigdy indziej nie doznawałam.