Strona:Antychryst.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rusi cara nie ma wcale. Ten car, który jest niby, nieprawdziwy — samozwaniec Itryszka Otrepiew, zbiegły żołnierz, Niemiec z kukujewskiej słobody. Ale Pan nie będzie trwać w gniewie na prawosławnych; — skoro wypełnią się czasy, jedyny, prawowierny car wszech Rusi, car Teodor, słonko krasne, wróci do swej ziemi z wielkim wojskiem w chwale i potędze, i pierzchną przed nim zastępy bisurmańskie, jak noc pierzcha przed słońcem. I siądzie wraz z carową na dziadowskim tronie i przywróci sąd i prawdę w ziemi swej; cały naród przyjdzie i pokłoni mu się. Antychryst strącony będzie wraz ze swymi Niemcami. A wtedy wnet i koniec świata nastanie. I wtórne, straszne przyjście Chrystusowe. Wszystko to tak bliskie; już u drzwi stoi.
W dwa tygodnie po uroczystości Wenery, w ogrodzie letnim carewna Marya wezwała Aleksego do domu carowej Marty. Nieraz już spotykali się tu potajemnie. Stara ciotka przynosiła mu listy i wieści od matki, będącej w niełasce, carowej Eudoksyi Teodorówny, noszącej imię zakonne Heleny. Była to pierwsza żona Piotra, przemocą zamknięta w klasztorze.
Wszedłszy do domu carowej Marty, Aleksy długo błądził po ciemnych korytarzach, sieniach i schodach. Wszystko tu tchnęło wiekową pleśnią, pokryte było pyłem odwiecznym. Wszędzie cele, komórki, skrytki, a w nich mieszkały stare bojarynie, nianie, pokojowe, dworki, pełniące