Strona:Antychryst.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zresztą i sam do tego się przyznaje w liście do Bentleya z 13 września 1693 roku: »tracę wątek moich myśli i nie odczuwam już dawniejszej mocy rozumu« — po prostu mówiąc wpadał w obłęd.
— Wolałbym, proszę waszej wielmożności być waryatem z Newtonem, aniżeli zachować zdrowe zmysły ze wszelkiemi innemi stworzeniami dwunożnemi — zawołał Glçck i duszkiem wychylił kieliszek.
— O gusta nie ma co się spierać, kochany pastorze — ciągnął dalej Jakób Wilimowicz, zaśmiawszy się suchym, ostrym, jakby drewnianym uśmiechem — ale ot co jest ciekawe: W tym samym czasie, gdy Sir Izaak Newton pisał swoje komentarze, na drugim końcu świata, mianowicie u nas w Moskwie, dzikie nieuki, których zowią raskolnikami, układają także swoje komentarze do Apokalipsy i przyszli do tych samych prawie wniosków co Newton. Z dnia na dzień oczekując końca świata i wtórnego przyjścia Chrystusa, jedni z nich kładą się do trumien i sami sobie śpiewają pieśni nagrobne, a inni palą się dobrowolnie. Za to ich prześladują, a ja powiedziałbym o nich słowami filozofa Leibniza: »Nie lubię zdarzeń tragicznych, i chciałbym, aby wszystkim na świecie dobrze było; co się zaś tyczy błędu tych, którzy spokojnie oczekują końca świata, to wydaje mi się on zupełnie niewinnym«. Owóż co jest osobliwie ciekawe: w tych apokaliptycznych bredniach krańcowy Zachód schodzi się z krańcowym Wscho-