Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zmieszała się z tłumem po chwili i znikła w nim, jak kropla w morzu, rozpłynęła się bez śladu, jak obłok złocisty na niebie skwarnem, przejrzysto obojętnem...

— Poetyczne wrażenia uliczne? — zapytał sekretarz amerykańskiego konsulatu.
— Fantazja! — rzekł wesoło Malecki, patrząc na artystkę.
Ona wstała i podeszła do fortepianu. Schyliła główkę i rzekła półgłosem:
— Wcale nie pan patrzał za mną, tylko ja za panem! Przepraszam, że nie miałam „Daily News“, ale, doprawdy, nie przyszedł! Jutro z pewnością będę miała...
Malecki zdumiał się, ona wesoło śmiać się zaczęła.
— Dlaczego pan się dziwi? — zapytała. — Wywalczam sobie drogę w tłumie, jak mogę i umiem. W dzień — inaczej, wieczorami — inaczej! Czyż to źle?
— Dobrze! — odparł.
Spędzili jeszcze około godziny w Karltonie, nareszcie postanowiono wyjeżdżać. Przed pożegnaniem Malecki zbliżył się do Templestraw, odprowadził go na stronę i rzekł:
— Panie! Pan sam jest muzykiem i rozumie, że mamy w swojem towarzystwie artystkę. Pan zna ją bliżej i zapewne odwiezie do domu, aby żadna przykrość po drodze jej nie spotkała, o co tak łatwo w