Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podlotki z manierami zawodowych flirciarek, rzucały na siebie dwuznaczne, wyzywające spojrzenia; jakieś postrojone panie, siedzące w nieprzyzwoitych pozach, pozwalających dopatrzeć ich kształtów bardzo szczegółowo, uśmiechały się do Maleckiego w sposób ośmielający i zapraszający; orkiestra złożona z Filipińczyków: kilkunastu angielskich i francuskich marynarzy — wszystko to było takie znajome, powszednie dla człowieka, mieszkającego na wschodzie. Na jasnem i barwnem tle tego tłumu, jak chińskie cienie, sunęły ponure postacie w wyniszczonych ubraniach, wychudzone i wystraszone. Byli to uciekinierzy i uciekinierki z Rosji, którzy przybyli aż tu i ukryli się w wspaniałym, bogatym Szanchaju przed krwawymi bolszewizmem. Te dziwne postacie zwróciły na siebie uwagę Maleckiego, więc usiadł na ławce i zaczął się im przyglądać. Wielka tragedja dziejowa, burząca do szczętu wspaniałe imperjum, odbiła się na twarzach emigrantów, w ich ruchach i głosie. Długo obserwował grupę Rosjan, czytających dzienniki i dzielących się swemi wrażeniami. Gdy odeszli, Malecki też się podniósł i skierował do wyjścia. Przeciął plac przed Palace-Hotel i poszedł na Nanking-Rood.
Jest to główna po Bundzie arterja. Największe firmy handlowe mają tu swoje wspaniałe sklepy, kilka banków, wielkich chińskich restauracyj, teatrów i hotelów mieści się przy tej ulicy. Gęsty tłum biało