Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie zatrzymała się i nie odezwała ani jednem słówkiem.
Malecki był w rozpaczy. Długo siedział w sali. Przechodząc koło mieszkania hrabiny, zapukał. Nikt mu nie odpowiedział. Zatelefonował do portjera, ten powiedział mu, że hrabina dal Romagnoli pojechała na spacer i do znajomych z wizytami. Wie o tem, gdyż zamawiał dla niej auto w hotelowym garażu.
Powróciwszy do swego pokoju, zaczął rozmyślać i nagle się ucieszył, że tak wszystko dobrze się złożyło. Rzucił dumnej pani straszną obelgę, zemścił się za ubliżające go traktowanie i wyrył przepaść, która ich na zawsze rozdzieliła. Zatelefonował do agencji okrętowej, aby nazajutrz jaknajwcześniej przysłano po jego bagaże i odstawiono je na „Kobe Maru“. Uspokoił się i czuł się doskonale, gdyż nawet lęk przed atakiem febry opuścił go zupełnie.
— Ona była moją chorobą! Ona!!... — szeptał, myśląc o hrabinie.

Ubrał się i wyszedł na ulicę. Przeszedł przez Garden-Brige, minął park angielskiego konsulatu i wszedł do ogrodu na Bundzie. Tłumy dzieci europejskich i metysów różnych barw z tłustemi chińskiemi „ama“[1]; wyrostki, udający dorosłych snobów,

  1. Pielęgniarki, bony.