Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chy, o których panna Halina wie... Chciałem się zapytać... Czy panna Halina... Nie! nie mogę! Nie mogę...
Malecki zerwał się z fotelu i skierował ku drzwiom.
— Rozumiem pana! — rzekła. — Chciał pan zapytać, czy moja córka ma przeszłość... Pytanie całkiem uzasadnione, gdyż jasny jest dla mnie tok myśli pana. Dziewczyna, która przeszła piekło w zdziczałej Rosji, która ciężko walczyła o jutro w obcem, pełnem pokus i zdrady mieście, łatwo mogła mieć przejścia i przygody, stanowiące tę przeszłość, o którą zapytuje pan. Czy dobrze zrozumiałam?
— Tak...
Orliczowa uśmiechnęła się, patrząc na zaniepokojonego Maleckiego, i wymówiła tylko jedno słowo:
— Nie!
Malecki rozpromieniał cały, rzucił się do rąk staruszki, lecz po chwili podniósł na nią smutne oczy.
— Źle ze mną! — rzekł niespokojnym tonem, już nie zważając na to, że się zdradza. — Źle! Ja z moją wstrętną, rozpustną przeszłością omal że na oczach panny Haliny, nie mogę, nie mam prawa marzyć o takiej żonie.
Staruszka milczała, więc Malecki pytająco spojrzał na nią.