Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



Henryk Malecki z pomocą Chińczyka-boy‘a hotelowego rozpakowywał swoje walizki i wspaniały „travel-trunk“. Nareszcie skończył i odesłał boy‘a. Po kąpieli przebrał się w smoking, aby iść do restauracji na obiad, gdy nagle uczuł dobrze mu znany dreszcz; przeszył całą jego istotę i znikł, pozostawiwszy po sobie jakieś przykre odrętwienie. Malecki pośpiesznie otworzył małą szkatułkę, wyjął z niej pudełeczko i zażył kilka pigułek. Położył się i czekał. Odrętwienie i jakiś lęk znikały powoli. Szczęśliwy uśmiech rozchylił blade usta leżącego. Malecki już chciał się podnieść, gdy nagle zbladł śmiertelnie, a zęby zaczęły mu szczękać. Dreszcze wstrząsały nim, a nieznośne gorąco paliło mu czoło i oczy. Poruszył się i usiłował wstać, lecz atak febry, tej klęski niektórych miejscowości Japonji, obalił go, wstrząsnął kilka razy i zrzucił z sofy na czerwony miękki kobierzec. Malecki jęczał, rzęził i dzwonił zębami, nareszcie, obezwładniony rozszalałą gorączką, zemdlał.