Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wanie; nasza rewolucja obaliła tyranów i wszystko, co do nich należało, przekazała narodowi. Stawy zostały zapuszczone i teraz mieszkańcy wrzucają do nich zdechłe zwierzęta. Niema tu złotych rybek, narodowi nie są potrzebne te zbytki tyranów, którzy naród wstrzymywali od postępu.
Wolf rzucił okiem na Maleckiego. Ten uśmiechnął się nieznacznie.
Poszli dalej.
— Czy pan nie zauważył — zapytał Wolf — że ten policjant bezwiednie był sędzią dla rewolucji, która, jak zaraza lub zemsta dziejowa, wrzuca postęp ogólnoludzki do mrowiska dziczy lub społeczeństwa, niezdolnego do postępu, zmuszając je burzyć dobytek postępu i cofać się w mrok życia pierwotnego.
— Być może — odezwał się Malecki. — W każdym razie, rewolucja ma zawsze przed sobą dwie drogi: jedną prostą i ubitą — wstecz, drugą — ciężką i urwistą — naprzód. Ta druga jest dobra dla nie lubiących oglądać się, doktorze!
— O, tak! — zawołał stary uczony. — To — racja!..
Zbliżali się do białego muru, za którym dumnie wznosiły do góry swoje wierzchołki stare cyprysy, sosny i jodły, skrywające za rozłożystemi koronami najpiękniejszy w Pekinie pomnik już beznadziejnie minionych czasów, wielkiej tajemnicy i nierozwią-