Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uśmiechem Aura, przyciskając się do ramienia Małeckiego.
— Być może — nie dla nas, ale dla panny Orliczówny — owszem! — odparł obojętnym głosem.
— Do dnia wczorajszego — tak, ale już nie dziś! — rzuciła zagadkowym głosem.
Malecki spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Wzruszyła ramionami i szepnęła:
— Książę Razza nie próżnuje...
Malecki obejrzał się i spostrzegł, że Razza pośpiesznie wypuścił rękę Orliczówny i zaczął ostentacyjnie pokazywać coś palcem na ścianie.
Przykry chłód przeszył go od serca do głowy. Malecki drgnął i zamknął oczy.
— Kiedyż zobaczymy się, amico? — szepnęła Aura. — Stęskniłam się za tobą.
Malecki milczał. Hrabina zajrzała mu w oczy i jeszcze ciszej szeptać zaczęła:
— Codziennie pomiędzy piątą a szóstą możesz przyjść. Zapytasz odźwiernego o pannę Orliczównę, a gdy ci wskaże jej pokój, przejdź do sąsiedniego buduaru, wyjdź na oszkloną werendę i przejdź do trzecich drzwi na prawo. Zapukaj pięć razy z przerwami... Słyszysz? Rozumiesz?
Malecki kiwnął głową i znowu się obejrzał. Obojętną i banalną wydała mu się twarz złotowłosej dziewczyny, cisnął jej w duchu kilka pogardliwych słów