Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

będziemy przechodzili na statek, który dowiezie nas do Bundu w Szanchaju!
Istotnie, statek z łoskotem i warczeniem korb parowych wyrzucił kotwice i stanął na dobre. Kilka białych eleganckich statków oczekiwało już na pasażerów. Jak kwiaty barwne biły w oczy kolorowe czapki portjerów hotelowych, powietrze pełne było donośnych okrzyków:
— Najlepsze hotele! Astor-House! Palace-Hotel! Kalee-Hotel!...
Zaczął się zgiełk i tłok. Publiczność długiemi potokami przez dwa rzucone mostki „trapy“ spływała na małe statki, za pasażerami schodzili majtkowie, niosąc bagaże.
Nareszcie małe parowce, gwiżdżąc przeraźliwie, odbiegać zaczęły od olbrzymiego czarnego kadłuba „Kobe-Maru“.
Pierwszy odbiegł statek angielski „Wuzung“, mając na pokładzie pasażerów pierwszej klasy. Byli to przeważnie angielscy i amerykańscy przemysłowcy i kupcy z Japonji, Szanchaju i Hongkongu, kilku francuskich oficerów i oszalałych glob-trotterów: chudych, jak sztokfisze, Holendrów w wygodnych chociaż dziwacznych strojach podróżniczych z nieodstępnym „Baedeckerem“ w ręku i kodakiem przy boku.
Towarzyszyły im „piękne panie“, które doszczętu