Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nu niewolno głośno mówić, a pan krzyczy w niebogłosy!
Malecki schował głowę pod kołdrę i zapytał, rozdzielając słowa:
— A czy pani oddałaby mi list, gdyby nie zaszła o nim rozmowa?
— Nie! — odparła swobodnie Orliczówna.
— Dlaczego? — spytał, wystawiając głowę i ze zdziwieniem patrząc na nią.
— O tem w następnym rozdziale, gdy pan będzie silniejszy! Do wieczora!
Drzwi się zamknęły. Biało ubrany boy podał Maleckiemu dużą porcelanową misę z wodą i bełkotał coś chrapliwie o „farajdzie“, co miało oznaczać — „fryzjer“.