Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wylew tej wody i zatopienie domów i pól. Śmiałem się wtedy jak szalony! Powiedziałem mu, że zupełnie nie jestem winien budowy basenu i możliwości wylewu z niego wody, gdyż zbiornik został założony przed... 300 laty i, widocznie, już się przyzwyczaił do stania bez pękania i wylewu. Wtedy przestał ze mną rozmawiać i nawet kłaniać mi się przy spotkaniu. Bardzo mądry to i bardzo uczony młodzieniec!
— A ta płacząca kobieta? — spytałem.
— To — Selima, jego służąca, niewolnica i... żona afrykańska, — odparł suchym tonem.
Umilkłem i o nic więcej nie pytałem p. Glacier, ponieważ groźnie sapał, a był to niechybny znak, że chce coś opowiedzieć.
— Młody inżynier — zaczął mówić po chwili p. Glacier — zaszczycił arabską dziewczynę swojemi względami, a ona, jak każda berberka, oddała mu całą siebie. Jak wierny pies w oczy mu patrzyła, biegła na każde jego skinienie, pokorna, szczęśliwa i zakochana. Marzyła w głębi duszy ta niemądra dziewczyna, że inżynier zabierze ją ze sobą do Francji, gdzie ona, jak tu, w Tek-Delfie, będzie mu nadal w oczy patrzyła z zachwytem, uwielbieniem i pokorą. Lecz szczęście — to kwiat, co szybko przekwita! Przyjechała tu jakaś grupa podróżujących amerykanek podobno bardzo bogatych. Zaczęły się wycieczki, przyjęcia, umizgi, konkury, a teraz pan inżynier pojechał z niemi do Fezu, gdyż na jedną z Amerykanek zagiął parol, a że jest piękny, elegancki nadmiernie i posiada hrabiowski tytuł, ona zaś jest też piękna, chociaż całkiem nie elegancka, a jej tatuś