Strona:Antoni Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1924).djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cię od śmierci nie uratuje, chociażby ciebie miał bronić sam car ze swojemi wojskami! Wybieraj!
Długo namyślał się Kozak, lecz nareszcie odszedł. A gdy już miał wyjść z wąskiej doliny potoku na brzeg Amura, nieznajomy krzyknął mu na pożegnanie:
— Pamiętaj: milczenie lub śmierć!...
Długo ten głos groźny i głuchy dźwięczał w pamięci Kozaka, więc milczał, lecz pewnego dnia po pijanemu opowiedział sąsiadom o Tinza-ho. Zaczęto go rozpytywać, a nieostrożny, pijany Kozak wyśpiewał o wszystkiem, co wiedział.
We wsi nazajutrz był wielki ruch. Spuszczano łodzie na rzece i przygotowywano wyprawę. Trzydziestu co najdzielniejszych Kozaków, uzbrojonych w karabiny i szable, pod dowództwem tego, który wykrył „złotą rzekę“ wyruszyło na wyprawę. Przepłynęli Amur, a później kilka godzin maszerowali przez krzaki i wysoką trawę w stronę ujścia tajemniczego potoku. Weszli nareszcie w dolinę i zaczęli się w nią zagłębiać. Posuwali się zwartą kupą, bacznie się rozglądając. W oddali już zjawiać się zaczęły zabudowania, lecz naokoło było cicho.
— Prześpią nas! — uśmiechnął się przywódca. — A temu wysokiemu to już ja sam osobiście wszystkie żebra policzę kolbą! Będzie wiedział, że nie wolno Kozaka ciskać na ziemię, jak worek z mąką.