Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

woli wziąłem z sobą szablę burbońską i postawiłem ją w kącie, koło otomany. Usnąłem natychmiast, ale spałem bardzo krótko, gdyż po 15—20 minutach obudziłem się, dziwnie wypoczęty i nadzwyczaj czujny. Słyszałem jakiś głos w pracowni, raczej okrzyk:
— Zemsta! — wołał ktoś tam w atelier.
— Cóż to być może? — pomyślałem. — Chyba pójdę zobaczyć.
Ale zaledwiem to pomyślał, usłyszałem na dole jakieś ciężkie kroki, i wnet kroki te zadzwoniły na schodach. Mówię zadzwoniły, gdyż był w nich, rzekłbyś, dźwięk metalowy. Po chwili zjawiła się w moim pokoju wielka postać: był to rycerz, od stóp do głów przybrany w stal i żelazo, z mieczem w ręku. Spoglądał na mnie okiem płomiennem i pełnem nienawiści.
— Czego chcesz? — zapytałem. — Kto jesteś?
— Nie poznajesz mnie? — powiedział. — Jestem grabia Jędrzej Tęczyński. Przychodzę pomścić się za swoje krzywdy.
— Ależ panie hrabio, pierwszy raz w życiu widzę ciebie. Przecież my żyjemy w zupełnie innych czasach.
— Czas jest jeden — i żyjemy wszyscy jednocześnie.
Nie zgadza się to wcale z teorją Einsteina, ale nie chciałem się zapuszczać z hrabią w dyskusję naukową, zwłaszcza zaś o przedmiocie, który znam bardzo słabo i którego podobno sam Einstein nie rozumie.
— Być może — powiedziałem. — Ale o co panu chodzi? Skądże ta nienawiść do mnie?
— Blanka! — zawołał. — Coś uczynił z Blanką?