Strona:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tak do Sawitri rzecze mąż,
Jak ów, co zdala wraca w dom —
i patrzy na nią wciąż, a wciąż.
— Hej, spałem ci ja długi czas!
Przecz nie zbudziłaś mię, o żono!
A któż był, mów mi, owy mąż,
co zniknął? szatę miał czerwoną?

Sawitri.

Hej, spałeś mi ty długi czas
na łonie mem, o mężu drogi.
Ten mąż czerwony — był to bóg,
świetlany Wiązacz, Jama srogi.
A teraz dość już spałeś, dość,
O królewiczu mój szlachetny.
Jeżeliś mocen — tedy wstań!
Noc w błękitności staje świetnej.
Ów gdy świadomość zyska znów,
jak ten, co dobrze spał — powstanie.
I patrząc wokół — w niebo — w las,
zwolna wyrzecze takie zdanie:
— Tu po owoce i po drwa
przyszedłem z tobą, krasołona!
I pomnę, kiedym rąbał drwa —
głowa mi drgnęła rozpalona.
Zatrwożył mię ten głowy ból,
nie mogłem dłużej stać, jedyna!
Na łonie twem zapadłem w sen:
to wszystko mi się przypomina.
Gdym tak na łonie twojem śnił,
duch mój w bezmiary był ujęty:
Wtenczas mi w oczach stanął mąż
ów ciemny, pełny grozy świętej.
Tedy, gdy o tem coś ty wiesz,
mów mi, co znaczy to, przeczysta,
Czyli, com widział, próżny sen
to był, czy jawa rzeczywista.?
Sawitri na to rzecze mu:
— O książę, noc już dookoła.
Jutro ci powiem, panie mój,