Strona:Antoni Kucharczyk - Z łąk i pól.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ZAPUSTY, JAKICH WIELE

Rżną skrzypkowie, huczą basy,
Aż się trzęsą w karczmie ściany,
Pijatyka, skoczne tany;
Polki, tramle, obertasy!

Mosiek gładzi brodę siwą
I nalewa różny trunek:
Znakomity na frasunek
Arak, wódkę, wino, piwo.

Hopsa-dana! Na bok bieda! —
To ostatki, to zapusty
Poniedziałek, wtorek trusty!
Niema groszy — płaci kreda!

Muzykanci rżną od ucha,
Aż się pocą od roboty;
Dym z cygarów, para, poty,
Jak z wulkanu z karczmy bucha!

Naraz rrrum! hurrr!... Co się dzieje?
Wre, kłębi się żywe morze,
Połyskują w rękach noże,
Bijatyka — krew się leje...