Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Orlica.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kobieta usiadła na uboczu i odparła:
— Jestem Czar Aziza, żona Rasa ben Hoggar!
— Słyszę głos, lecz nie widzę oblicza, — rzekł Arab. — Ras opisał mi twarz swej żony i z nią, tylko z nią kazał mi mówić. Ciebie nie znam, możesz więc być żoną Rasa, lecz możesz też i nią nie być...
Niecierpliwa wieści o mężu, Aziza zerwała z siebie zasłonę i stanęła przed gościem.
— Jestem Czar Aziza, żona Rasa!
Arab przykrył sobie oczy rękoma zaczął cmokać ustami i kiwać głową.
— Na Allaha! — mówił. — Na Mohameda! Na Sidi Bu Medyana! To ty; bo Ras ben Hoggar, mój serdeczny przyjaciel, powiedział mi, gdy żegnał mię przed odjazdem: „Przyjacielu mój, Saffar el Snussi! — mówił mi Ras, — gdy ujrzysz najpiękniejszą z najpiękniejszych kobiet, gdy spotkawszy ją, pomyślisz, że Allah zesłał ci hurysę, abyś poznał potęgę jego, to będzie żona moja — Czar! Oczy jej jak gwiazdy nocy wiosennej, oblicze, jak tarcza miesiąca, gdy spogląda przy słońcu z lazurowego nieba, usta jak dwa szkarłatne korale z Hend, zęby — mieniące się perły, pierś — dwie fale burzliwego morza, szyja jak marmurowa kolumna świątyni dawnych władców Saadien, włosy, niby potoki czarnej rzeki w ciemnym wąwozie!“ Toś ty, Czar, poznaję cię! Lecz muszę jeszcze sprawdzić...
— Pytaj, sidi! — szepnęła zmieszana kobieta, spuszczając oczy pod płonącym wzrokiem nieznajomego i zaczęła nakładać haik drżącemi palcami.
— O, nie trzeba zasłaniać oblicza, tak pięknego jak słońce i jak świeży powiew wiatru, niosącego ze sobą radość! — błagał, składając ręce, jak do modlitwy Arab. — Wszak już widziałem cię, huryso, zostań bez zasłony, abym mógł zapamiętać