Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podczas obiadu robotników, zobaczyłem jakiegoś małego, krępego Chińczyka, borykającego się z innymi. Bardzo zręcznie rzucał każdego na ziemię, zdradzając wielką siłę i robiąc typowe dla chińskich zapaśników ruchy teatralne. Skakał z groźnemi okrzykami, nadawał swej twarzy okrutny wyraz, klaskał w dłonie, bił się po biodrach i przyjmował malownicze pozy. Spostrzegłszy mnie, zaśmiał się, rzucił do zebranych jakiś frazes, na co robotnicy odpowiedzieli wrzaskliwym śmiechem. Chińczyk tymczasem podszedł do mnie i ruchami dawał mi do zrozumienia, że wyzywa mnie na walkę. Byłem wtedy młody i silny i lubiłem wszelki sport, a zresztą chciałem pokazać swoim żółtym robotnikom, że nie dam się tak łatwo, gdyby któryś chciał napaść na mnie. Przyjąłem wyzwanie i, zrzuciwszy skórzaną kurtkę, zbliżyłem się do mego przeciwnika. Ten długo skakał, klaskał w dłonie, straszył mnie różnemi grymasami, aż nareszcie, dostatecznie mnie podrażniwszy, rzucił się na mnie. Poznałem odrazu, że mój przeciwnik, choć dość silny, jest jednak słabszy ode mnie. Zabrałem się do niego z całą sumiennością. Jednak poszło mi to z trudnością, gdyż doskonale umiał posługiwać się nogami. Dwa razy omal że nie upadłem, przy ogłuszającym śmiechu Chińczyków. My, Europejczycy, nie posługujemy się nogami w walce, a więc to podstępne działanie mego przeciwnika rozgniewało mnie niewymownie, i postanowiłem skończyć z nim. Przez kilka minut Chińczyk zręcznie mi się wywijał, nareszcie zdołałem pociągnąć go ku sobie, a wtedy szybko porwałem go w objęcia i podniosłem do góry. Długo wyrywał mi się z rąk, bił nogami w powietrzu, rozumiejąc, co chcę z nim uczynić. Lecz trzymałem zapaśnika mocno, coraz bardziej przyciskając go do siebie. Nareszcie ręce mu osłabły i pierś jego dotknęła mojej piersi. Przyci-