Nagle Szczupak krzyknął przeraźliwie, upadł na podłogę, zaczął wić się, łkać i jęczeć... Z trudem przyprowadzono go do przytomności w szpitalu więziennym.
Wszyscy zrozumieliśmy, że przed oczami pirata odżyły wypadki, które zaszły wtedy, gdy dogonił niewierną żonę i przejezdnego kupca, co zgasił słońce jego życia i zabił radość w sercu...
Więzienie zjada człowieka, zatruwając go powoli, dzień po dniu, godzina po godzinie. Podobne to do niewidzialnej roboty rzeki wezbranej na wiosnę, gdy nieznacznie odrywa kawałek po kawałku krępującego ją lodu, z głębi, od dołu. Widz wtedy dopiero zaczyna odgadywać tę robotę, gdy toczony od dołu lód naraz z hukiem i pluskiem runie, rozrzucając całe potoki wody i piany, a prąd go porywa i niesie ku nieznanemu morzu, gdzie grzywiaste bałwany rozbiją go o skalisty brzeg.
Tak samo w więzieniu. Toczy ono siły człowieka i w pewnej chwili wpada on w otchłań rozpaczy, a prąd życia unosi go ku nieznanemu celowi. Czy będzie to samobójstwo, czy wybuch nienawiści, czy ponury obłęd?
Tego nikt nie wie w więzieniach i przewidzieć nie może.
Pamiętam jeden taki okres w mojem życiu więziennem. Porwała mnie rozpacz, boleśnie odczuwana każdym fibrem duszy bezcelowość życia. Wszystko i wszyscy dookoła wydawali mi się obcymi, żyjącymi niezrozumiałem dla mnie i nie rozumiejącem mię życiem. Wszystko zdawało mi się zabarwione na martwy, żółty