Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciemna, jechałem i rozglądałem się bacznie, obawiając się rabusiów. Nagle usłyszałem jakiś szmer. Obejrzałem się i spostrzegłem biały cień, który podniósł się nad ostatniemi saniami i odrazu znikł. Krzyknąłem, zbiegli się towarzysze, obejrzeli sanie i przekonaliśmy się, że powrozy były już przecięte i jedna bela z jedwabiem znikła. Przed godziną mijaliśmy dużą wieś i nie wątpiliśmy, że to chłopi miejscowi dokonali rabunku, zrobiwszy na drodze zasadzkę. Naradziwszy się, postanowiliśmy ukarać chłopów, a że było nas 200 zdrowych i silnych ludzi, napad nasz na wieś skończył się dla rabusiów bardzo niepomyślnie. Gdy po napadzie i zemście dogoniła nas policja i aresztowała, na sądzie już dowiedzieliśmy się, że 11 chłopów zmarło od ran, a między nimi Grzegorz Suwarow. Prosiłem, aby mi pokazano ciało zabitego, i poznałem w nim swego rodzonego brata... Od tej pory sam zadałem sobie pokutę: spędzić życie w więzieniu, aby Bóg przebaczył mi moją zbrodnię! Chociaż sąd skazał nas, wobec konieczności obrony naszego ładunku, zaledwie na rok więzienia, ja ciągłemi ucieczkami z więzienia i buntami potrafiłem przedłużyć swoją karę do 12 lat! Jeszcze muszę przemęczyć się trzy lata, bo taki termin sam sobie wyznaczyłem... Dziś rocznica tego dnia, gdy zginął mój brat, a kto wie? być może, że to ja właśnie zadałem mu śmiertelny cios...
Więzienie odsłoniło wtedy przede mną jeszcze jedną kartę swojej tajemniczej księgi, abym ujrzał głębię duszy ludzkiej, która jest czasem najsurowszym sędzią dla — siebie.
Ileż takich, często nikomu nieznanych, stronic straszliwej księgi nędzy ludzkiej dało mi do przeczytania więzienie!
Prowadząc kiedyś wieczorem pogadankę z aresztan-