Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spokoju. Porzucił kopalnię złota i cały sezon przemysłowy spędził na przemywaniu piasku. Wydobył jeszcze kilka diamentów, lecz były to małe kryształy a ilość ich bardzo nieznaczna. Jednak postanowił wynaleźć takie miejsce, gdzie mógłby „założyć własną kopalnię diamentów”. Obszedł z bratem cały Ural północny, lecz nigdzie nic nie znalazł. Wtedy przeniósł się na Syberję, a mianowicie nad brzegi jeziora Bajkalskiego, w góry Khamar-Daban.
— Tu — opowiadał dalej więzień — znalazłem w północnej części grzbietu wąską dolinę, bardzo bogatą w kwarce różnobarwne. Zawierały w sobie złoto w formie drobnych ziarnek lub listków, a także czasami malutkie kryształy, połyskujące pod wodą. Były to diamenty! Jestem tego pewien! Praca jednak była bardzo ciężka dla dwóch ludzi, więc zebrałem partję i pracowaliśmy tam przez dwa lata. Zebraliśmy dość dużo złota i założyliśmy głęboki szyb w zboczu jednej góry. Pracując w galerji, pod ziemią, odbiłem pewnego razu kawał kwarcu, który mi się wydał bardzo ciężki. Myśląc, że znajdę w nim złoto, powiedziałem o tem memu bratu i oddałem mu go na przechowanie. Wieczorem poprosiłem brata, aby mi oddał kwarc. Powiedział, że zgubił go, pracując przy przemywaniu piasku i drobnych kamieni. Nazajutrz przypadkowo znalazłem ten kamień, lecz tylko jedną jego część. Znaleziony kawałek miał wklęśnięcie prawidłowej, sześciennej formy. Widocznie brat rozbił kamień, pustą część odrzucił, a drugą z kryształem, który, wiem to na pewno! — był olbrzymim diamentem, — przywłaszczył sobie. Zacząłem śledzić brata i spostrzegłem — że coś ukrywa przede mną. Podejrzenie rosło. Pewnej nocy zrewidowałem jego rzeczy, lecz nic nie znalazłem. Brat mój jednak dowie-