Przejdź do zawartości

Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtedy rzuciłem na podłogę kawałek cukru; matka wyskoczyła, porwała go i zaniosła do nory. Zjawiła się znowu po chwili, rzuciłem następny kawałek. Tym sposobem dałem wdowie razem sześć kawałków cukru — pięć dla dzieci, jeden dla niej. Procedura ta powtarzała się dwa razy dziennie, i rezultaty były nieoczekiwane. Młode wcale więcej nie wychodziły ze swej nory, zjawiała się tylko wdowa po porcję dla siebie i dzieci, zjawiała się rano i wieczór, o innej zaś porze nigdy jej nie widziałem.Jeżeli nie spostrzegłem odrazu, że przyszła już po żywność, wdrapywała się na kuferek i, siedząc na tylnych łapkach, bystro mi się przyglądała i cichutko piszczała. Otrzymawszy sześć kawałków słodkiego suchara, cukru lub szynki, przenosiła wszystko do nory i znikała.
Raz tylko cała rodzina zjawiła się znów gremjalnie. Na czele jej kroczyła wdowa, porozumiewawczo patrząc na mnie, za nią zaś sunęła dziatwa, bardzo grzeczna i dyscyplinowana. Pochód ten przeszedł przez całą celę i znikł w szparze pode drzwiami, prowadzącemi na korytarz. Od tego dnia zaczęło się to powtarzać co wieczór. Zacząłem śledzić szczurzą rodzinę i odkryłem, że chodziła do wodopoju, na koniec korytarza, gdzie się mieściła umywalnia.
Szczury powracały w takim samym ordynku do swej nory, spokojnie i lojalnie defilując przede mną. Widocznie matka przestała karmić swoje małe mlekiem i trzeba było prowadzić je do wody.
Po kilku tygodniach rodzina znikła bez śladu i nora opustoszała. Domyślałem się, że wobec tego, iż dzieci dorosły, wdowa musiała przenieść się z niemi do bardziej kulturalnego ośrodka, niż Charbin, aby dać młodym szczurom... należyte wychowanie i naukę.