Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zostającego poza prawem? Pamiętam doskonale jego rozmarzone i niewymownie tęskne oczy!
Wielkie przykrości miały władze więzienne z powodu tej ucieczki. Na nas też spadły pewne kary, byliśmy pozbawieni spaceru przez tydzień i w ciągu tygodnia nie mogliśmy opuszczać swoich cel, gdyż drzwi zamknięto na klucz.
Jednak i to nie przeszkodziło jeszcze jednemu z naszych więziennych towarzyszy zniknąć jak kamfora.
Śród więźniów zwracał na siebie uwagę piękną i subtelną, jak u młodej dziewczyny, twarzą chłopak siedemnastoletni; jego długie, wijące się włosy, które zarzucał na tył głowy, były miękkie i delikatne, jak u kobiety. Nazywał się Kostenko, a pracował w telegrafie. Kostenko był wmieszany w jakąś sprawę, za co groziło mu zesłanie na północ Syberji.
Pewnej niedzieli, gdy sala, gdzie aresztanci przyjmowali gości, była przepełniona tłumem odwiedzających, do Kostenki przyszła z wizytą młoda panienka. Oddała pakuneczek, przyniesiony mu w prezencie, zdjęła kapelusz i długie, szerokie okrycie i usiadła przy oknie, wesoło rozprawiając z pięknym chłopakiem i śmiejąc się głośno.
Gdy dano sygnał, aby goście opuścili budynek, więźniowie natychmiast odeszli do cel, a odwiedzający tłumnie wychodzili, wręczając dozorcy przepustki. Gdy wszyscy wyszli, naczelnik więzienia, idąc do swego biura, ujrzał panienkę, siedzącą przy oknie.
— Co pani tu robi? — zawołał zdumiony.
— Nie mogę wyjść, bo pan Kostenko zabrał mi kapelusz i okrycie, nałożył na siebie, zrobił ze swoich włowłosów modną fryzurę i odszedł, powiedziawszy, że