Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtedy, pozostawiony własnym siłom fizycznym i moralnym, czułem, że szybko odradza się we mnie pierwotny człowiek — myśliwy, rybak i wojownik, który czuje każdym nerwem swoim piękno i potęgę natury, a jednocześnie widzi na każdym kroku dowody istnienia mądrości Boga-Twórcy, niewidzialną ręką kierującego życiem najdrobniejszej istoty żyjącej. Obserwowałem na samym sobie odradzający się w duszy pierwotny mistycyzm i jeszcze coś, co było najstraszniejsze dla cywilizowanego człowieka a zarazem najpiękniejsze. Był to powrót utraconych już prawie całkowicie przez ludzi wpółczesnych zdolności telepatycznych, któremi w szerokim zakresie posługują się istoty dzikie: lecące z południa na północ dzikie ptactwo, skradający się w dżunglach indyjskich lub w tajdze amursko-ussuryjskiej tygrys, słowik śpiewający w wiosennym gąszczu krzaków, lub odbywające dalekie pielgrzymki emigracyjne lemingi, wiewiórki i szczury.
Tu w samotności więziennej, mając obok siebie milczącego Nowakowskiego, pogrążonego w studjowaniu Pisma Świętego, a później żyjąc w celi sam na sam ze sobą, wyczuwałem różne zmiany duchowe, zachodzące we mnie.
Nabyłem zdolności rozumienia całego procesu duchowego, poprzedzającego jakąś skrystalizowaną myśl. Czytając dzieła Morozowa i innych uczonych i pisarzy, widziałem przed sobą tych ludzi, otoczenie, w którem tworzyli, pochłaniałem wszystkie procesy psychiczne, odbywające się w ich mózgu i duszy, czułem i myślałem, jak oni, dążyłem do jednakowego z nimi celu, takiemi samemi drogami logicznemi, męcząc się ich zwątpieniami, zapalając się ich wewnętrznem życiem duchowem.
W kilka lat później miałem sposobność sprawdzić swoje przeżycia, opowiadając o nich Morozowowi i znakomi-